Rodzina pana Andrzeja od lat pielgrzymuje na Jasną Górę, ale on zaganiany, nie zawsze miał czas na wyruszenie na pątniczy szlak. W końcu zdecydował się i poszedł. Na początku było trudno, ale wsparcie i życzliwość innych pielgrzymów sprawiły, że obolałe nogi nie stanowiły problemu, by stanął przed cudownym obrazem Czarnej Madonny i przedłożył jej swoje prośby, dziękczynienia, by to właśnie ona, Maryja zaniosła je wszystkie do Jezusa. - Na pielgrzymkę jak idę, to zawsze z jakimś postanowieniem, że zrobię coś dobrego na tej pielgrzymce, że pomogę komuś. Uważam, że pielgrzymka jest jedną, wielką rodziną, która sobie nawzajem pomaga. Nigdzie nie ma tak w codziennym życiu, że jeden drugiemu odda swoją kanapkę, że podzieli się ostatnim napojem, a na pielgrzymce jest to możliwe. To ciągnie, nigdy nie myślałem, że dojdę do samej Częstochowy, ale udało się. Jak doszedłem do cudownego obrazu, to uważałem, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie- mówi pan Andrzej.
Z wiadomych względów, w tym roku pielgrzymka ma inny wymiar, ale pan Andrzej bierze udział w duchowym pielgrzymowaniu, a 15 sierpnia stawi się u stóp cudownego obrazu Pani Jasnogórskiej - Pomimo tego, że w tej chwili jest pandemia, że tej pielgrzymki nie ma, to i tak na 15 sierpnia wybieram się do Częstochowy, żeby stanąć przed cudownym obrazem chociaż minutę, dwie i zaznaczyć swoją obecność, bo dla mnie jest to bardzo dużo- puentuje pątnik z Żelechowa.
Piesza pielgrzymka to piękny czas, w którym możemy poukładać wiele swoich spraw, tych osobistych, rodzinnych… Jest to czas, w którym Bóg bardzo mocno działa w naszym sercu, wystarczy tylko to serce otworzyć.
Posłuchajmy świadectwa pątnika z Żelechowa:
WJ/Garwolin/DW