Dyrektor LPR ma nadzieję, że w przyszłości wykorzystanie sokołowskiego śmigłowca będzie znacznie większe. – Niektórzy ciągle patrzą na to tak: „maszyna z nieba nadlatuje, wielkie wydarzenie”. Tymczasem jest to normalna karetka pogotowia, tyle że latająca. Dyspozytorzy muszą mieć świadomość, że jest to jedna z wielu karetek, jakie mają do dyspozycji. Jest jeszcze obawa, że śmigłowiec to coś bardzo drogiego, do wyjątkowych zdarzeń. Ale większość kosztów nie wiąże się z lotem, a z organizacją i gotowością systemu. 99 proc. pochłaniają przeglądy, ubezpieczenie, dyżury lekarzy itd., natomiast sam lot to kilkaset złotych za paliwo – podkreśla Robert Gałązkowski. Wniosek jest więc taki, że skoro te koszty i tak ponosimy niezależnie od tego, czy śmigłowiec stoi czy lata, to lepiej, żeby latał jak najczęściej, niosąc szybką pomoc. Nie ma zatem przeszkód, by dyspozytorzy wzywali go do akcji częściej.
W najbliższych latach Lotnicze Pogotowie Ratunkowe planuje zwiększyć możliwości operowania w godzinach wieczornych i nocnych. Jak zamierza to osiągnąć – o tym napiszemy już wkrótce.
AB [MSz]
Kwiecień 2024
