- Ja wiem, że oni chcieliby wrócić do siebie, na Krym. Tam zostawili swoje domy, przyjaciół, pracę i groby przodków. Ale tam grozi im niebezpieczeństwo. Nie możemy odesłać tych ludzi w nieznane. Oni powinni tu zostać – jasno stawia sprawę Elżbieta Zakrzewska szkolny pedagog, która razem z nauczycielami zaangażowała się w pomoc ukraińskim uczniom i ich rodzinom. I dodaje: - Oni nie chcą od naszego państwa zasiłków. Nie chcą żeby ich utrzymywać. Chcą tu żyć, pracować i zbudować swoje domy na nowo. To wspaniali i wartościowi ludzie, którym należy dać szansę na nowe życie.
Rok temu, kiedy grupa uciekinierów z Krymu przyjechała do Łukowa i zamieszkała w Ośrodku dla Uchodźców, było o tym bardzo głośno we wszystkich ogólnopolskich mediach. Dziś każdego dnia, w każdym wydaniu wiadomości, też mówi się o Ukrainie. Ale nie o ludziach. Mówi się o pomocy dla Ukrainy, ale kiedy tej pomocy trzeba udzielić konkretnym osobom, zapada cisza.
30-osobowa grupa ukraińskich uciekinierów w czasie trwania konfliktu na Krymie uciekła do zachodniej Ukrainy. Tam nikt nie wiedział, co z nimi zrobić, dlatego w marcu 2014 roku przybyli do Polski w nadziei na otrzymanie statusu uchodźcy. Ale procedury przemawiają przeciwko nim. Pierwszą odmowę w sprawie uzyskania statusu uchodźcy otrzymali z Urzędu do Spraw Cudzoziemców, a kolejną od Rady do Spraw Uchodźców. Pierwsza odmowa, z jaką się spotkali, została wydana pod koniec maja. Jak mówią, w piśmie otrzymanym od urzędu napisano, że „Ukraina jest bezpieczna i nie ma tam konfliktu zbrojnego”. W drugiej natomiast, że mogą mieszkać we Lwowie, czyli tysiąc kilometrów od linii frontu… Dwie sprzeczne opinie spowodowały, że Ukraińcy odwołali się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, ale okazało się, że Rada do Spraw Uchodźców nie przekazała dokumentów, które są potrzebne do wszczęcia oceny prawidłowości wydania decyzji przez urząd. Procedura się przedłuża. A oni wprost mówią, że nie wiedzą co dalej będzie się z nimi działo.
Do swojego kraju też nie mają jak wrócić. W myśl prawa, które obowiązuje dziś na Krymie są Rosjanami, choć nadal mają ukraińskie paszporty. Wielokrotnie kontaktowali się z władzami Kijowa, przyjeżdżali do nich dziennikarze, nagrywali wywiady, w których prosili o pomoc, ale nikt z ukraińskich władz nie chce się zgodzić nawet na ich tymczasowe zamieszkanie. Czy nasze władze postąpią tak samo?
AKup/Łuków [ja]