– Po podpisaniu porozumień Okrągłego Stołu musiała zostać stworzona w skali całego kraju reprezentacja strony solidarnościowej. Czas gonił, w ciągu 10 dni zorganizowaliśmy się, żeby wybrać kandydatów, zgłosić ludzi do komisji wyborczych i zacząć kampanię – powiedział Radiu Podlasie Marek Biały, wiceprzewodniczący pierwszego składu Komitetu.
Była to nauka demokracji „w locie”, a kampanię prowadzono prostymi i skromnymi środkami. Czasy były jeszcze przedinternetowe, media elektroniczne i prasa były w rękach władzy, pozostawały więc plakaty i bezpośredni kontakt z wyborcami. Tzw. „drużyna Lecha” miała zdjęcia swoich ludzi z przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechem Wałęsą, a z wyborcami spotykała się często w przykościelnych salach katechetycznych. Efekt przerósł zarówno kalkulacje strony partyjno-rządowej, jak i oczekiwania strony społecznej: udało się wygrać wszystko, co było do wygrania. Fakt, że wybory były z góry ustawione i gwarantowały większość PZPR-owi i jego przybudówkom, nie podcinał stronie społecznej skrzydeł. – Było dla nas oczywiste, że założeniem strony rządowej jest nie oddać władzy. Ale skoro pojawiła się możliwość, to chcieliśmy móc patrzeć jej z bliska na ręce, by potem walczyć o więcej – dodał Marek Biały.
Zaproszeni historycy i archiwiści w swoich referatach zwracali uwagę, jak nieliczne była pod koniec lat 80. środowiska opozycyjne, podkreślając skalę społecznej mobilizacji w samych wyborach. Na bazie zachowanej dokumentacji Komitetu pokazano też, przy jak skromnym budżecie prowadzono kampanię. Podstawowym „paliwem” były wtedy nie pieniądze, ale ogromne społeczne pragnienie wolności.
AB/ Siedlce [MSz]