Co „podpompowało” te wydatki? Jak to już bywało wcześniej, oświata. – Dopiero pod koniec sierpnia ukazało się rozporządzenie ministra edukacji zatwierdzające stawki nowych wynagrodzeń zasadniczych. Pochodną tego jest wyrównywanie płacy minimalnej w roku 2020. Zakładaliśmy tu 2,1 mln zł, a okazało się, że będzie to ponad 4 mln w skali roku. Zasadą było podwyższenie płacy minimalnej z jednoczesnym wyłączeniem z podstawy dodatku stażowego. Większość naszych pracowników obsługi i administracji ma duży staż pracy, toteż przy płacy rzędu 1,85-2 tys. zł z samego stażu wypadło im z podstawy około 400 zł. Minimalna podwyżka wyglądała więc tak: 2,1 tys. zł wynagrodzenie zasadnicze, do tego 20 proc. premii, aby osiągnąć w ten sposób 2,62 tys. zł i spełnić wymagania ustawowe. Teraz od stycznia ma to urosnąć do 2,8 tys. zł, co oznacza dalsze wydatki. Ponadto w sierpniu wielu nauczycieli złożyło wnioski o rozwiązanie stosunku pracy, co wygenerowało odprawy w wysokości 1,8 mln zł. Pojawił się też wymóg, żeby niezależnie od tego, czy szkoła jest integracyjna czy nie, jeśli w klasie jest dziecko z jakimś orzeczeniem, to szkoła musi mieć sensoryków, pedagogów specjalnych, logopedów itp. specjalistów. Trzeba było zatrudnić takich ludzi. I wreszcie zwiększyła się liczba uczniów z indywidualnym tokiem nauczania, co też generuje koszty – wylicza skarbnik miasta Kazimierz Paryła.  

Początkowo magistrat chciał przesunąć środki własne z wydatków majątkowych na oświatę, a brak skompensować emisją obligacji komunalnych na 10 mln zł. Na wtorkowej sesji rada miasta odrzuciła jednak ten pomysł, mając w pamięci lipcową emisję obligacji na 28 mln. Szybko wypomniano prezydentowi, jak będąc opozycyjnym radnym krytykował wcześniejsze emisje  obligacji i zadłużanie miasta na konto przyszłych pokoleń (lipcowa oraz proponowana emisja byłaby wykupiona w latach 2036-37). W efekcie za obligacjami głosowało tylko 5 radnych, a 16 opowiedziało się przeciw.

Po godzinnej przerwie skarbnik przedstawił nowy wariant: zwiększenie dochodów miasta o nieco ponad 5 mln zł i zmniejszenie wydatków o niecałe 5. Źródłem dochodów miała być zwiększona dywidenda, jaką miasto pobrałoby z PEC-u, a oszczędności brały się z przesunięcia na przyszły rok zaplanowanego wykupu gruntów. To przekonało kilku radnych, ale zbyt mało i ta propozycja również upadła (stosunkiem głosów 10:12).

Dziura w budżecie więc pozostaje, a prezydent Andrzej Sitnik i skarbnik Kazimierz Paryła szukają teraz innych możliwości jej załatania. Nalegają na pośpiech podkreślając z naciskiem, że przy obecnym planie finansowym szkoły mają pieniądze tylko do końca października, a najdalej do połowy listopada.

Radni podchodzą do tego z większym spokojem. – Po raz kolejny przedstawia się nam sytuację „z nożem na gardle” i straszy, że jak się nie zgodzimy, to nauczyciele nie dostaną pensji. Tak nie można. Mamy jeszcze trochę czasu, możemy na spokojnie przeanalizować liczby – uważa Maciej Nowak z PiS. A Mariusz Dobijański z PO dodaje: – Druga propozycja jest dla nas do przyjęcia, bo nie powoduje wzrostu zobowiązań długoterminowych. Myślę, że nadal będzie w obiegu roboczym i ma szansę być przyjęta. Niezbyt poważnie wygląda sytuacja, kiedy alternatywne rozwiązanie pojawia się w godzinę. Przypuszczam, że ono było gotowe wcześniej i sądzę, że gdyby zostało przedstawione od razu, miałoby większe szanse uchwalenia. Przed nami cały październik, a w razie potrzeby można zwołać dodatkową sesję.

Radni uważają, że sytuacja finansowa miasta nie jest tak zła, jak pokazuje magistrat. Powołują się na dobre wykonanie budżetu w pierwszym półroczu i pozytywną (choć z uwagami) opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej. Choć skarbnik przestrzega, że w drugim półroczu będzie gorzej, uważają że można się jeszcze obejść bez dalszego zadłużania miasta.

AB/DW