W tym czasie przygotowania do Wielkanocy, każdego piątku celebrujemy Via Crucis, nie mamy tradycji rekolekcji parafialnych, jednak ks. Tomasz Denicki, któ-ry pracował tutaj przeszło cztery lata jako proboszcz (zakończył swoją posługę po Wielkanocy 2018 r.), rozpoczął ciekawą inicjatywę. W czasie Wielkiego Tygodnia od poniedziałku do środy zapraszamy poszczególne grupy (starszych i chorych, rodziny i dorosłych oraz młodzież i dzieci) na wieczorne celebracje z homilią i możliwością spowiedzi.
Druga inicjatywa to odwiedziny cumunidades — wspólnot, czyli mówiąc po naszemu — wiosek. W całej parafii jest ich obecnie 110. Do „Zona Pastoral” Quiro-ga, która jest pod opieką ks. Jarosława należy 27 comunidades, pozostałe odwie-dzam ja wraz z Padre Jhonny Contreras, z którym współpracuje w Aiquile.
Na początku postu razem z katechistą Don Zenonem, który zna miejscowy język queczua, planujemy które wioski odwiedzimy. Wizyty realizujemy od poniedziałku do piątku, odwiedzamy — jeśli jest to większa wspólnota jedną, jeśli mniejsze to dwie. Tygodniowo ok. 7-8 wiosek. I tak cały Wielki Post. Każdego dnia wyjeżdżamy ok. 8:15-8:30, powrót w zależności od dystansu. Czasem do wioski, która oddalona jest o 46 km jedziemy 1 h 15 min, do innej, gdzie dystans to zaledwie 16 km - półtorej godziny. Zaledwie kilka wiosek jest przy drodze asfaltowej, do większości prowadzą drogi gruntowe, górskie — kręte, wąskie i strome. Każdy deszcz niszczy te drogi, nanosi błoto, kamienie, zmienia kryta rzek, które musimy przekraczać. Nanosi również suche gałęzie krzewów kolczastych, które swoimi kolcami bez trudu przebiją opony w samochodzie.
W czasie każdego wyjazdu towarzyszy nam siostra zakonna, czasem ktoś z młodych katechistów. Wizyta w każdej wiosce rozpoczyna się prawie tak samo. Dojeżdżając klaksonem oznajmiamy nasz przyjazd i czekamy. Czasem kaplica ma dzwon, najczęściej to kawałek starej felgi zawieszony na drzewie. W czasie oczekiwania jest czas na przygotowanie materiałów i podziwianie widoków, a te zawsze zapierają dech w piersiach — nieprzebyte góry, bez widoku kominów, słupów. Czasem pojawi się jakaś antena transmisyjna i domki z gliny pokryte ziemią bądź rdzewiejącą blachą. Ludzie schodzą się powoli, pojedynczo, czasem to oni na nas czekają. Wtedy zaczynają się powitania i jakieś rozmowy. Bardzo chętnie przybiegają dzieci, które jednak są wstydliwe i trochę z lęku, chowają się za spódnicą swoich mam. Jak już wszyscy się zejdą, Don Zenon rozpoczyna katechezę i rachunek sumienia. Ja idę spowiadać, czasem do kaplicy, czy czegoś w rodzaju świetlicy, czy szkoła, a czasem w cieniu drzewa. Ta spowiedź to niezłe wyzwanie, gdyż wie-lu ludzi nie zna hiszpańskiego, a ci, co znają, w czasie spowiedzi bezwiednie prze-chodzą na queczua. Do spowiedzi podchodzi czasem tylko kilka osób, a innym razem nawet ponad 20. Niestety wielu ludzi żyje w konkubinacie i trudno ich zachęcić do sakramentu małżeństwa. Po wyspowiadaniu wszystkich chętnych czas na Mszę św. z kazaniem. Po zakończonej Eucharystii katechista streszcza homilię w miejscowym języku. Na zakończenie — napomnienia: módlcie się codziennie, dbajcie o kaplicę, nareperujcie drzwi itp. Czasem posłuchają. Bywa również, że o wejście do kaplicy trzeba „walczyć” z petos — to tutejsze szerszenie, które gnieżdżą się w szczelinach między futryną a murem zrobionym z gliny. Ich ukąszenia na długo pozostawiają ślad. Czasem ludzie z wdzięczności przynoszą dla nas coś do jedzenia, gotowane ziemniaki, kukurydza, jajka i pikantny sos. Miejscowe przy-smaki. Do każdej wioski zawozimy dary. Każda rodzina otrzymuje trzy woreczki po ok. 1 kg ryżu, makaronu i cukru. Przywozimy też chleby, chrupki kukurydziane i lizaki dla dzieci oraz ubrania. Wszystko momentalnie znika, zostaje tylko uśmiech obdarowanych i gracias — dziękuję.
Takie wizyty, choć długie, męczące, często w upale, a czasem w zimie na wysokościach, dają mi dużo radości i satysfakcji. Często ludzie dopytują się, kiedy będzie kolejna wizyta i nie podejrzewam, żeby z powodu prezentów. Jesteśmy chyba jedynymi, którzy odwiedzają ich bezinteresownie. Czasem pomagamy zorganizować jakąś pomoc medyczną dla potrzebujących.
W tym miejscu chciałbym gorąco podziękować tym parafiom, które mnie przyjęły w zeszłym roku z kazaniem i gdzie mogłem zebrać ofiary, jak i wszystkim parafiom, które przyjmują misjonarzy. To dzięki tym parafiom i tak licznym oraz życz-liwym ludziom mogę robić to, co robię, odwiedzać tylu ludzi i coś im podarować.
Serdeczne Bóg zapłać!
Ks. Tomasz Grzyb