Mińsk Mazowiecki

Pod wyświetlanym niebem

Region Czw. 06.02.2025 08:34:11
06
lut 2025

W połowie stycznia 23. Baza Lotnictwa Taktycznego w Janowie koło Mińska Mazowieckiego otrzymała pierwsze symulatory. Dzięki nim szkolenie polskich pilotów na koreańskich samolotach FA-50 znacznie przyspieszy. I – co ważne dla nas, podatników – proporcjonalnie do tego przyspieszenia nie podrożeje.

Symulator to urządzenie, która pozwala pilotom trenować bez ruszania się z ziemi. W kabinie identycznej z samolotową, otoczonej półsferycznym ekranem, można ćwiczyć zarówno obsługę systemów samolotu i podstawowe manewry, jak i całe, często bardzo skomplikowane misje bojowe. – Dostaliśmy dwa urządzenia: Full Mission Simulator (FMS), który najwierniej odzwierciedla model lotu, kabinę i wszystkie wykonywane w niej czynności, oraz Operational Flight Trainer (OFT), który służy bardziej do nauki pilotażu – informuje dowódca eskadry wsparcia, a zarazem rzecznik mińskiej bazy, podpułkownik Marcin Boruta. I dodaje, że to połowa planowanych dostaw. Kiedy do bazy trafi druga seria samolotów FA-50 w unowocześnionej wersji PL, będą jej towarzyszyć następne dwa symulatory.


podpułkownik Marcin Boruta

To nie jest gra

Dla urządzeń tych postawiono w bazie specjalny budynek. Jest już prawie gotowy, dlatego trzydziestoosobowa ekipa dostawcy może się zabierać za składanie dostarczonego w częściach sprzętu. Montaż, regulacja, testy i odbiory zajmą kilka miesięcy, bo nowoczesny symulator jest urządzeniem niezwykle skomplikowanym. Jeśli komuś się wydaje, że to taka trochę lepsza komputerowa gra, to jest w błędzie. – Zarówno FMS, jak i OFT są bardzo duże. Dysponują systemem projekcji na sferycznym ekranie, więc siedzący w nich piloci mają pełny widok w każdą stronę. W pamięci komputerów będzie zapisana mapa całej Polski, zaś okolice naszego lotniska będą zobrazowane z dokładnością do pojedynczego budynku i drzewa, z ich gabarytami, położeniem i wysokością nad poziomem morza. Podczas symulowanych lotów nocnych pilot zobaczy nad sobą dokładnie taki układ gwiazd, jaki widziałby lecąc w konkretnym miejscu, porze roku i godzinie – opisuje ppłk Boruta.

Do szczegółowego zobrazowania dochodzi wiernie odwzorowany fizyczny model lotu. Reakcje na ruchy sterami zmieniają się w zależności od tego, czy symulowany samolot jest obładowany bombami, czy leci „na lekko”. Identycznie jak w „realu” wyglądają i zmieniają się wskazania przyrządów pokładowych, radaru, zasobnika elektrooptycznego i tak dalej. Największą różnicą w porównaniu z prawdziwym lotem jest brak towarzyszących gwałtownym manewrom przeciążeń.

Nie dla każdego tak samo

Symulatorów używa się w lotnictwie od kilkudziesięciu lat. Wraz ze wzrostem mocy obliczeniowej komputerów rośnie zapewniany przez nie realizm. To drogi sprzęt, ale szybko się zwraca, bo jeden lot prawdziwym bojowym odrzutowcem kosztuje dziesiątki tysięcy złotych, a cena odpalanych dla treningu rakiet i zrzucanych bomb idzie w miliony. Tutaj płaci się tylko za zużywany przez komputery, projektory i klimatyzację prąd oraz za okresowy serwis.



Kiedyś na symulatorach realizowano od kilkunastu do dwudziestu kilku procent szkolenia. Teraz ten udział zbliża się nawet do połowy spędzonych za drążkiem godzin, choć trzeba zaznaczyć, że nie ma tu jednego schematu. – Proces szkolenia jest organizowany według pięciu różnych ścieżek (tzw. track od A do E). Zależy to od tego, jacy piloci przeszkalają się na FA-50. To nie są tylko absolwenci Lotniczej Akademii Wojskowej, którzy dopiero rozpoczynają swoją karierę. To przede wszystkim doświadczeni piloci, którzy wcześniej latali na myśliwskich MiG-29 i myśliwsko-bombowych Su-22. W każdym z tych pięciu programów trzeba wykonać różną ilość lotów, zarówno na symulatorze, jak i na prawdziwym samolocie – tłumaczy ppłk Boruta.

Wiosną w końcu na swoim
Symulatory są jednym z elementów kontraktu na południowokoreańskie lekkie samoloty bojowe FA-50. Są niezbędne do tego, żeby cały proces szkolenia odbywał się w Polsce. Teraz jest bowiem tak, że nawet ci piloci, którzy już poznali FA-50 podczas kursów w Korei i latają maszynami dostarczonymi do Mińska rok temu, i tak muszą co jakiś czas do Korei wracać, by ćwiczyć nowe lub szczególnie ryzykowne elementy w tamtejszych symulatorach. To kosztuje i zabiera czas. Po planowanym na połowę bieżącego roku wdrożeniu własnych symulatorów nie będzie już takiej potrzeby.

Foto A-D: Symulatory lotu są różne: od skrajnie uproszczonych, stosowanych do wstępnego szkolenia albo do celów zapoznawczo-pokazowych, aż do profesjonalnych, służących do treningu bojowego. Na zdjęciach pokazujemy kilka takich prostych urządzeń, do różnych typów samolotów, prezentowanych na targach zbrojeniowych. Do Mińska trafił sprzęt bardziej wyrafinowany.


Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Adam Białczak
+48.500187558

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.