Biała Podlaska

Zakonnik pochodzący z Białej Podlaskiej, o posłudze na Ukrainie

08
mar 2025

- Kwestia, na którą staramy się zwrócić uwagę to to, że oprócz ciała, którym się zajmujemy, jest też dusza, która wymaga również „pielęgnacji”. Jedynym takim lekarstwem, najlepszym dla niej i dla życia duchowego, jest obecność samego Pana Boga i prowadzenie duchowe - wskazuje br. Wawrzyniec Iwańczuk OH, przeor jedynej wspólnoty Bonifratrów na Ukrainie. Klasztor w Drohobyczu prowadzi na co dzień stację pomocy socjalnej. Pochodzący z Białej Podlaskiej zakonnik udzielił wywiadu ks. Markowi Weresie z Radia Watykańskiego.

8 marca mija 475 lat od śmierci oraz 530 lat od narodzin św. Jana Bożego – prekursora nowoczesnej opieki medycznej i założyciela Zakonu Szpitalnego Świętego Jana Bożego – Bonifratrów.

Gdzie nie ma Boga, jest wojna


Czego dziś najbardziej potrzeba? „Wsparcia - wskazuje br. Iwańczuk i zaznacza - że potrzeba rzeczywiście ludzi, którzy będą przede wszystkim chcieli uczestniczyć w tym cierpieniu, bo to jest bardzo duże obciążenie dla każdego człowieka. Nie wystarczy posłuchać historii, które są straszne. Trzeb być z nimi, bo przecież życie toczy się dalej”. Tak o sytuacji na Ukrainie i wyzwaniach przed którymi dziś stają zakonnicy opowiada przeor klasztoru, rozmówca Radia Watykańskiego.

Dodaje, że istotnym elementem jest życie duchowe, które niejako zaczyna się odradzać. „Ludzie rozumieją, że tam, gdzie nie ma Pana Boga, tam po prostu jest wojna. Tam, gdzie ludzie odchodzą od Pana Boga i pokładają ufność tylko w środkach materialnych, w bogactwach tego świata, tam dochodzi do tragedii właśnie tych najbiedniejszych osób” - powiedział.



Trud na przyszłość

Jednocześnie dodaje jeden ważny element; coś co być może za chwilę się wydarzy. „Choć teraz po ludzku jest to niewyobrażalne, ale chodzi o ten element przebaczenia, który będzie potrzebny po wojnie. Ci ludzie swoim wrogom, którzy mordowali, zabijali, grabili, gwałcili… w jakiś sposób będą musieli po Bożemu przebaczyć, aby móc normalnie funkcjonować. To będzie bardzo trudne i będzie wymagało od nich wielkiej woli” - zaakcentował.

Aby pomóc człowiekowi

Zakon Bonifratrów, czyli Zakon Szpitalny św. Jana Bożego dziś posługuje na pięciu kontynentach, w 55 krajach. Obecnie to 161 wspólnot, w których posługuje 950 braci pochodzących z 51 krajów. Bonifratrzy prowadzą ponad 400 dzieł apostolskich; w realizacji charyzmatu wspiera ich ponad 60 tys. współpracowników. Prowadzą szpitale, domy pomocy społecznej, centra rehabilitacyjne, przychodnie. Mają apteki oraz punkty pomocy dla osób terminalnie chorych i hospicja - wszystko co jest możliwe, aby odpowiedzieć na współczesne potrzeby człowieka, doświadczającego cierpienia.

„Zakon żyje. Istniejemy. Znaczy to, że Panu Bogu też jesteśmy potrzebni w tym celu, aby się pochylać na cierpiącymi ludźmi” - mówi br. Wawrzyniec Iwańczuk. Wskazuje także, że osób potrzebujących jest dużo, a tutaj – na Ukrainie, będzie coraz więcej adresatów ich „misji szpitalnej”.



Kropla w morzu potrzeb

Br. Wawrzyniec Iwańczuk pierwszy raz do Drohobycza przyjechał w 1998 r. Po okresie przerwy, od 11 lat posługuje na Ukrainie. Rozpoczął tuż przed momentem rozpoczęcia wojny w 2014 r.

Ich placówka – Stacja Pomocy Socjalnej pomaga na stałe osobom chorym, cierpiącym i potrzebującym. Jest to 200 osób objętych stałą pomocą, które raz w miesiącu otrzymują pomoc materialną w postaci produktów spożywczych, materialnych jak np. lekarstwa czy środki higieny osobistej, odzież, a nawet sprzęty AGD.

Ponadto bracia posługują w domach. Jest to opieka środowiskowa, pielęgniarska. To pomoc osobom chorym, przykutym do łóżek, które trzeba umyć, nakarmić, podać lekarstwa. Czynią to bonifratrzy posługujący w klasztorze w Drohobyczu.

Br. Wawrzyniec wskazuje, że „jest to wielki ból, że ludzie doświadczają cierpienia, chorują albo są w trudnej sytuacji socjalnej, niektórzy tracą zdrowie, życie, swoje majątki tutaj podczas wojny w Ukrainy; a my jesteśmy taką małą kroplą tego miłosierdzia, które Pan Bóg chce przelać na tych ludzi”. Dodaje, że ma świadomość tego, że ich misja nie jest w stanie zaradzić wszystkim problemom tu istniejącym. „To jest nasz wkład, działamy na tyle, na ile możemy” - mówi.



Pierwsza „deska ratunku”

Od 2014 r. to wsparcie udzielane jest także uchodźcom ze wschodu Ukrainy. Ukraińcy również dzisiaj uciekają ze względu na nasilenie działań wojennych na liniach frontu. Przyjeżdżają do Drohobycza z myślą, aby zostać na stałe, bo tam stracili domy, a niektórzy nawet całe rodziny. „Często nie mają do kogo wracać albo się boją” - dodaje rozmówca mediów watykańskich. Wspomina, że do miejscowości liczącej w 2022 r. 70 – 80 tys. mieszkańców, przybyło w pierwszych momentach pełnoskalowej wojny 20 tys. uchodźców. Osoby te, a dziś jest ich ok. 400, bracia zaopatrują w niezbędne środki do życia. „My jesteśmy niejako doraźną pomocą na ten najtrudniejszy czas, kiedy oni tutaj się znajdują, kiedy przyjeżdżają” - powiedział.

Mimo ciągłego doświadczenia wojny na Ukrainie, bracia niezmiennie prowadzą działania środowiskowe. „Cały czas zajmujemy się ludźmi samotnymi, cierpiącymi, chorymi terminalnie, więc odwiedzamy ich po prostu w domach i tam dostarczamy niezbędne środki do życia” - zaznacza.

Jednocześnie przeor wspólnoty w Drohobyczu wskazuje, że z biegiem czasu, niestety, potrzeby będą się zwiększać. Osób starszych, wymagających opieki będzie przybywać. Już statystyki ukraińskiej służby socjalnej pokazują, że co roku przybywa osób powyżej 65 roku życia, które będą za chwilę potrzebować pomocy. Wynika to z faktu, że wielu młodych opuściło kraj oraz tego, że młodzi mężczyźni walczą na froncie, tam giną, nie wracają do domów, przez co rodzice zostają sami. „Jest do duże wyzwanie także dla nas, dlatego już planujemy, podejmujemy pewne kroki na przyszłość, aby zaradzać potrzebom podopiecznych” - dodał rozmówca mediów watykańskich.



Wyzwania codzienności i przyszłości


„Dziś Ukrainie najbardziej potrzeba jedności - wskazał br. Iwańczuk i dodał - na pewno potrzeba także wsparcia z zewnątrz, ze strony całej Europy i całego świata”. Dziś Ukraińcy borykają się z podstawowymi problemami.

Zaznacza także, że największa grupa ludzi, która cierpi z powodu wojny, potrzebuje wsparcia, nie tylko materialnego, ale także psychicznego. Jest bardzo dużo osób, które już straciło swoje dzieci – „chłopaków”, którzy zginęli w walce i te rodziny zostają rozbite. Dużo jest także dzieci, które straciły rodziny. „I tutaj jest też przed nami bardzo duże wyzwanie, aby w tych wszystkich ich problemach - także psychicznych, psychologicznych - im towarzyszyć i próbować im pomagać je rozwiązywać” - wskazał.


Zdjęcia: archiwum Bonifratrzy
VATICAN NEWS

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.