Uroczystości odpustowe w Parafii Rossosz
paź 2020
4 października parafia św. Stanisława BM w Rossoszu przeżywała uroczystości odpustowe ku czci swojej Patronki – Matki Bożej Różańcowej. Tego dnia na wszystkich Mszach św. homilię głosił ks. Filip Zdrodowski, były wikariusz parafii św. Antoniego w Sokółce, świadek wydarzenia eucharystycznego, do którego doszło tam w 2008 r.
Na początku homilii przypominał: „Różaniec to modlitwa, która jak telefon łączy nas z Panem Bogiem. To połączenie nawiązuje dla nas Maryja. Kto odmawia różaniec, poświęca czas Bogu. Kto poświęca czas Bogu, ten jest bliżej Boga. Kto jest bliżej Boga, który jest wszechmocny, ten przestaje być słaby. Kto jest blisko Boga, który jest pokojem, przestaje się lękać...”
Potem mówił o Kościele. Porównał go do... starej matki.
- Choć biegnie do nas nieporadnie, nieraz się potyka o ludzkie grzechy i słabości swoich najbliższych, to zawsze z miłością wyciąga ręce do swoich synów i córek. Starej matce możemy powiedzieć praktycznie wszystko. Możemy jej powiedzieć, żeby się nie wtrącała w nasze życie, że jest stara i nie rozumie współczesnej rzeczywistości. Można próbować ją zniesławić, podnieść na nią rękę..., ale ta sama matka następnego dnia nas przytuli, zrobi nam śniadanie, poda rękę chorym, przyodzieje nagiego a strapionego podniesie na duchu. Kościół jest jak stara matka, dlatego należy się jej najwyższy szacunek. Matka zawsze chce dobra dla swoich dzieci – przekonywał ks. Filip.
W drugiej części homilii opowiedział o wydarzeniu eucharystycznym z Sokółki.
- Po tym, czego byłem świadkiem, zacząłem zajmować się takimi wydarzeniami od strony naukowej, to mnie zainteresowało. W Sokółce pracowałem przez trzy lata. Byłem odpowiedzialny za dokumentację, za kontakt z mediami i osobami, które doświadczyły szczególnych łask. Potem przez dwa lata studiowałem w Stanach Zjednoczonych, a teraz od kilku lat studiuję w Rzymie. Co jakiś czas dostaję informacje, że gdzieś w świecie pojawia się podobne wydarzenie do tego, jakie było w Sokółce. Ludzie dzwonią i pytają: „Księże, co robić? Jak się zachować? Jak postępować”? Zaskakujące jest to, że tych wydarzeń jest coraz więcej. Sam pytam: dlaczego? Jezus tak jakby otwiera przed nami swoje serce i mówi: „Zatrzymajcie się ludzie, przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni, a Ja was będę podnosił na duchu; Ja będę wam pomagał, tylko przyjdźcie”. Tak bym to odczytywał – tłumaczył kapłan.
Potem opowiedział o wizycie o. Jamesa Manjackala w Sokółce.
- To znany charyzmatyk, pochodzący z Indii. Po przyjeździe zapytał, czy może pomodlić się w kaplicy na plebanii, gdzie przez pierwsze trzy lata przechowywano ten Komunikant. Zaprowadziłem go na miejsce. Długo się tam modlił. Potem wstał z kolan i powiedział: „Czy wiesz dlaczego to się stało”? Odpowiedziałem, że wszyscy zadajemy sobie to pytanie. A on odparł: „Tu nie chodzi o nawracanie tłumów ludzi na świecie. Tu chodzi o to, aby umacniać naszą wiarę w Eucharystię, wiarę osób, które przychodzą na Mszę św.; umacniać wiarę kapłanów, sprawujących Eucharystię”. Potem zapytał, czy może odprawić mszę w tej kaplicy. Poprosił, bym celebrował razem z nim. Stanęliśmy razem przy ołtarzu. Kiedy o. James w czasie mszy rozłożył ręce... na jego dłoniach otworzyły się stygmaty. Widziałem prawdziwe, otwarte rany! Jego ręce były jakby poprzebijane. Zrobiło mi się słabo, trochę się wystraszyłem. Zacząłem się zastanawiać, czy inni, obecni na tej mszy też to widzą. Spojrzałem na proboszcza, który klęczał w klęczniku. Kiwał głową. Po Mszy św. zacząłem rozpytywać o tego charyzmatyka. Pytałem, kim on właściwie jest? Usłyszałem: „On ma stygmaty, ale jesteśmy zaskoczeni, bo one zawsze otwierają się w piątki. Ojciec wtedy bardzo cierpi”. A przecież była środa... stygmaty otworzyły się podczas mszy w kaplicy, w której wcześniej przechowywano ten niezwykły Komunikant – wspominał ks. F. Zdrodowski.
Suma odpustowa zakończyła się wspólnym odmówieniem litanii loretańskiej i procesją eucharystyczną.
AW [ja]
0 komentarze