Biała Podlaska

Upamiętnią rodzinę Koniuszewskich…

Region Wt. 16.05.2023 17:02:10
16
maj 2023

W 1874 roku, w Kłodzie Małej rozegrała się rodzinna tragedia. W obronie polskości i wiary katolickiej swe życie poświęciła mieszkająca tu rodzina Koniuszewskich. Mieszkańcy tej miejscowości, przy wsparciu miejscowego proboszcza chcą upamiętnić te wydarzenia.

W Kłodzie Małej, w gminie Zalesie znajduje się miejsce, gdzie w 1924 roku postawiono pomnik poświęcony rodzinie Koniuszewskich, która oddała swe życie w obronie wiary i polskości. Obok pomnika jest tablica informacyjna, a trochę dalej tablica informująca o dębie pamięci, upamiętniającym te wydarzenia. W głębi placu znajduje się też duży drewniany krzyż. Obok, na drzewie wisi kapliczka z wizerunkiem Matki Bożej. W tym miejscu obecnie jest plac budowy. Planowane jest wybudowanie stodółki, takiej, w jakiej zginęła rodzina.

Wydarzenia sprzed lat są niezwykle ważne dla mieszkańców Kłody Małej oraz parafii Horbów, co potwierdza radny Witold Kaczanowicz. 



Mieszkańcy Kłody Małej, wraz z Kołem Gospodyń Wiejskich przy wsparciu władz gminy Zalesie postanowili jeszcze bardziej upamiętnić to tragiczne wydarzenie, poprzez wybudowanie stodółki, by każdy kto tu przyjedzie mógł zapoznać się z historią rodziny Koniuszewskich. W przyszłości planowana jest także budowa altanki oraz wykonanie stacji Drogi Krzyżowej.

Chcąc ukończyć dzieło, którego uroczyste otwarcie zaplanowano na 6 sierpnia, kiedy w parafii Przemienienia Pańskiego w Horbowie odbywał się będzie odpust, potrzebne jest wsparcie finansowe. Każdy, kto miałby chęć wesprzeć tą inicjatywę może skorzystać z subkonta parafii w Horbowie: Kłoda Mała – Plac Koniuszewskich 16 8025 0007 0000 0576 2000 0030.

Historia Rodziny Koniuszewskich

Po koniec lata 1874 roku rosyjskie wojsko siłą zmusiło wszystkich parafian unickiej cerkwi p.w. Przemienienia Pańskiego w Horbowie do zgromadzenia się przed cerkiewkę, by ich przepisać na prawosławie. Jedni nie mogąc znieść bestialstwa Rosjan, poddawali się. Inni z sobie tylko znaną siłą wewnętrzną przeciwstawiali się i nie chcieli zmienić obrządku. Na ich plecy spadały razy rosyjskich nahajek. Na opornych gospodarzy nakładano kontrybucję.

Wśród broniących się unitów ogromną dzielność wykazał Józef Koniuszewski. Pochodził z rodziny unickiej zamieszkałej w Dąbrowicy Małej, ożenił się z Anastazją Lesiuk z Połosek. Tam urodziła się ich córeczka Ewa. Wkrótce osiedlili się w Ukażnej (dzisiejsza Kłoda Mała) na terenie parafii Horbów. Kiedy zaczęło się nawracanie na prawosławie, nie zgodził się na zmianę wiary. Dla podkreślenia swojej tożsamości powtarzał: „Ja Polak i katolik”. Taka postawa wzmogła jeszcze bardziej złość i nienawiść kozackich żołnierzy. Pobity, poraniony powoli wracał do zdrowia, jak wielu jemu podobnych. Dodatkowo jego los skomplikował się kiedy odkryto, że ma się im urodzić dziecko. Uznano, że noworodka będzie musiał ochrzcić w cerkwi i to jak najszybciej po urodzeniu. Śledzono brzemienną Anastazję. Dziecko przyszło na świat 7 października 1874 roku. Kiedy Koniuszewski odmówił ochrzczenia dziecka w cerkwi, osadzono go w bialskim więzieniu. Powrócił z niego zmaltretowany, ale nieugięty. Zaczęto go nękać karami pieniężnymi.
Była późna jesień, kiedy Koniuszewskim zabrakło pieniędzy. Wówczas zabrano im pościel i ciepłe ubrania. Została tylko świnia i krowa, a i te wkrótce zarekwirowano. Koniuszewski był zrozpaczony. Zbliżała się zima, a jego rodzinę pozbawiono wszystkiego. Pozostały im tylko dom i niewielkie budynki gospodarcze. Pracy też nie mógł znaleźć, bo w okolicznych dworach obawiano się zatrudnić człowieka pozostającego pod nadzorem. Życzliwi ludzie radzili mu, by udał się do hrabiny Łubieńskiej do Kolana. Słynęła ona z pomocy unitom, ale umęczony Koniuszewki nie miał ani siły, ani ubrania na taką podróż zwłaszcza, że jesienne dni były coraz zimniejsze, a droga do Kolana daleka.

Przyszedł grudzień. Ktoś mu doniósł, że dziecko mają zabrać, zanieść do cerkwi i tam ochrzcić. To było ponad siły tego umęczonego fizycznie i upokorzonego człowieka. Pewnego dnia podjął decyzję. Koniuszewska upiekła z resztek mąki chleb. Potem oboje odwiedzali sąsiadów, przepraszali i powiadamiali, że wybierają się w drogę. Dokąd się wybierają – nie powiedzieli. Jak wspominali mieszkańcy, tamten grudniowy wieczór był zimny, padał śnieg, wiał lodowaty wiatr. Zbliżała się godzina 22.00. Ktoś zauważył pożar, ludzie wybiegali z domów. W sąsiedniej wsi rozległ się dzwon na trwogę. Płonęła stodoła Koniuszewskich. Zdezorientowani sąsiedzi wbiegli do ich domu. W maleńkiej izbie zobaczyli stół zastawiony do wieczerzy, tylko gospodarzy przy nim nie było. Pierwsza myśl, jaka nasunęła się ludziom to ta, że Koniuszewscy już wyszli, są gdzieś w drodze i nawet nie wiedzą, że ich zagroda się pali. Ogień przybierał na sile i nagle wśród trzasku płomieni do zebranych ludzi dotarły słowa pieśni-modlitwy. Struchleli wszyscy, gdyż pojęli, w jaką drogę wyruszyli znękani, umęczeni Koniuszewscy. Zgromadzonym zabrakło sił, ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej, było za późno na ratunek.
Dnia 10 grudnia 1874 roku, późnym wieczorem rodzina Koniuszewskich zginęła w płomieniach, oddając swoje życie w obronie wiary. Nazajutrz w zgliszczach stodoły znaleziono ciała Józefa, Anastazji, trzyletniej Ewy i trzymiesięcznej Łucji – takie imię dali rodzice swojej nowonarodzonej córeczce, chrzcząc ją „z wody”. Władze zezwoliły na pogrzeb. W dwóch trumnach, w jednej mogile złożono ich ciała. Wiadomość o męczeńskiej śmierci szybko rozeszła się po świecie. Dyplomaci państw europejskich pracujący w Warszawie i Petersburgu informowali swoje władze o tym tragicznym wydarzeniu. Jednak państwa Europy milczały.

Historia Rodu Koniuszewskich – zaczerpnięto ze strony Parafii w Horbowie http://gminazalesie.pl/horbow/index.php/home


Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Izabela Chajkaluk
+48.500106004

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.