Zobacz zdjęcia w większym rozmiarze
Karabinek znany dotąd pod roboczą nazwą MSBS otrzymał handlową nazwę „Grot”. Kiedy trafi do Siedlec – trudno orzec, bo tutejszy 5. batalion OT dostał fabrycznie nowe Beryle i już zaczął się z nimi szkolić. Warto dodać, że na targach podpisano kontrakt również na karabiny dla strzelców wyborowych o nazwie „Bor”.
Zakłady Mechaniczne Tarnów pokazały całą gamę moździerzy. To podstawowa broń wsparcia dla piechoty: i tej zmechanizowanej, i tej z WOT. Adam Henczel, menadżer produktu opowiadał nam o tych najlżejszych odmianach, „odchudzanych” z myślą o ludziach, którzy będą je taszczyli na własnych plecach: – Mamy moździerz LM-60K, czyli komandoski. Obsługa zaledwie dwuosobowa, broń waży niecałe 7,5 kg, a niesie na 1300 m. Przygotowujemy jego modyfikację dla potrzeb Wojsk Obrony Terytorialnej. Do prowadzenia bardziej precyzyjnego ognia służy LM-60D, czyli dalekonośny i jego nowsza wersja LM-61M, o minimalnie większym kalibrze i większym zasięgu. Ten ostatni strzela już na 3100 metrów i można go użytkować na dwa sposoby: jako lekki komandoski, odpinając dwójnóg i dołączając mniejszą płytę oporową oraz prostszy celownik. Z dwójnogiem, większą płytą i bardziej wyrafinowanym celownikiem sprawdza się dobrze w obronie.
Zobacz zdjęcia w większym rozmiarze
Coś z tego zestawu powinniśmy zobaczyć i w składzie 5. bOT, i w wyposażeniu przyszłego Centrum Szkolenia. To jedna z podstawowych broni wsparcia i będzie jej na pewno sporo. Wojsko czeka wkrótce decyzja w sprawie innej broni wsparcia – następców granatników RPG-7. Swoje propozycje przedstawiało tu wiele firm zagranicznych.
Na targach pokazywano nie tylko sprzęt do strzelania, ale i wyposażenie do maskowania. Powszechną uwagę zwracał nowy wzór kamuflażu o nazwie „Mapa” oraz pokryte nim mundury i oporządzenie. Kamuflaż z bliska kojarzy się trochę z porośniętymi mchem płytkami elektronicznych obwodów drukowanych, ale na testach w terenie sprawdzał się znacznie lepiej od obecnie użytkowanego w Wojsku Polskim. – Przeprowadziliśmy dokładną analizę kolorów i geometrii roślinności występującej w naszym środowisku. Wzór jest złożony z sześciu warstw, a jego główną ideą było stworzenie iluzji trójwymiarowości. Staraliśmy się też ograniczyć efekt zlewania się wzoru kamuflującego w jednolitą plamę przy obserwacji z większej odległości. Pamiętaliśmy też o tym, by nasz kamuflaż odróżniał się od tego z innych formacji i armii – mówił nam jego projektant, Maciej Dojlitko. Adam Szpigiel z firmy „Maskpol” prezentował pokryte „Mapą” oporządzenie systemu „Dromader”: – Zaprojektowane całkowicie od nowa jako spójny system, którego elementy nie są pozbierane i przypadkowo złączone, ale mają się logicznie uzupełniać. Nie jest to projekt tworzony za biurkiem, ale bazuje na doświadczeniach żołnierzy. Hełm jest dostosowany do korzystania ze słuchawek łączności i/lub ochronników słuchu, zapewnia dobre maskowanie i wyważenie, kiedy żołnierz nosi gogle noktowizyjne. Kamizelka balistyczna ma system szybkiego wypięcia, który umożliwia szybkie zbadanie i opatrzenie rannego żołnierza, ale też nie sprawia (jak w wielu innych modelach), że rozsypuje się ona na kilka osobnych elementów. Zasobniki, ładownice i inne elementy można oczywiście dopasowywać i montować na kamizelce wedle uznania i potrzeb.
Zobacz zdjęcia w większym rozmiarze
Niektóre elementy „Dromadera” były już sprawdzane w polu, teraz system będzie testowany jako całość. Jeśli się sprawdzi – zamówienia ze strony MON są prawdopodobne.
W maskowaniu na większą skalę specjalizuje się firma Lubawa. Ukrycie czołgu, transportera opancerzonego, ciężarówki czy kontenera sztabowego nie jest prostą sprawą. Tradycyjne siatki maskujące to już przeszłość, bo teraz na polu walki do wykrywania celów służy nie tylko ludzkie oko uzbrojone w lornetkę, ale również noktowizory, termowizory i radary. Zaawansowana inżynieria materiałowa pozwala jednak zmniejszyć ich skuteczność. – Technologie maskowania wielozakresowego rozwijamy już od ponad 10 lat i są na tyle dobre, że nasze pokrycia dostarczamy zarówno do Wojska Polskiego, jak i do armii amerykańskiej i innych armii NATO. Mamy też sposoby ich mocowania na poruszających pojazdach, aby nie przeszkadzały w jeździe i używaniu uzbrojenia. Do każdego typu pojazdu zestaw jest opracowywany na miarę. Z kolei chowając przed przeciwnikiem prawdziwy sprzęt, trzeba mu pokazać coś w zamian, dlatego mamy nadmuchiwane makiety wozów bojowych. One również są wielozakresowe, czyli widać je jak prawdziwe również w podczerwieni i na radarze – powiedział nam prezes Lubawy, Marcin Kubica.
Zobacz zdjęcia w większym rozmiarze
W następnym odcinku napiszemy o samochodach, które mogą w przyszłości zastąpić w wojsku sterane Honkery i o zamówionych już lekkich pojazdach dla jednostek rozpoznawczych, które wchodzą w lukę między quadami a samochodami. Pokażemy też, do czego na hałaśliwym polu walki przydają się czułe mikrofony i przedstawimy kolejny krok w ewolucji systemów treningowych bazujących na rzeczywistości wirtualnej.
AB/KP/EŁ