Dla Yorama i jego córek pobyt w Sokołowie był ważnym przeżyciem. Po raz pierwszy zobaczyli miejsce przy ul. Długiej, gdzie stał ich rodzinny dom, zniszczony w czasie wojny. Starali się spojrzeć na miasto oczami swojego ojca i dziadka, chociaż od tamtego czasu bardzo się zmieniło.
W uroczystości już tradycyjnie nie wzięli udziału przedstawiciele władz samorządowych. Słowa do zgromadzonych i podziękowania dla organizatorki spotkania skierował jedynie wójt gminy Sokołów Podlaski - "za pamięć o naszych sąsiadach z okresu międzywojennego i ogromną tolerancję dla narodu żydowskiego" – napisał Marcin Pasik.
Zdaniem K. Markusz w sprawie upamiętnienia sokołowskich Żydów wiele jest jeszcze do zrobienia. - Kilka lat temu przeprowadzono remont tarasu na Szewskim Rynku. Wyjęto wtedy z niego mnóstwo macew, które trafiły do prywatnego garażu. Dlaczego nie na cmentarz żydowski? Przecież tam jest ich miejsce. Należy zbudować z nich godne upamiętnienie na cmentarzu, a nie chować, udając, że tych ludzi nigdy nie było w naszym mieście.
Każdy zainteresowany historią sokołowskich Żydów może przeczytać na stronie sokolow.jewish.pl tłumaczenia książek na ten temat. - W ubiegłym roku przetłumaczyliśmy z jidysz na polski książkę "Sokołów - moje zniszczone miasteczko" Pereca Granatsztejna. W tym roku kończymy już tłumaczenie "W cieniu Treblinki" Simchy Poliakewicza. Całość zamieszczamy w Internecie, by każdy miał do tych materiałów swobodny dostęp. W przyszłym roku pojawi się tam trzecia książka, a to i tak jeszcze nie koniec - zapewnia K. Markusz. - Żydzi przez lata budowali nasze miasto. O wielu z nich nie ma kto pamiętać, ponieważ w czasie wojny zamordowano całe rodziny. Dlatego ten obowiązek pamięci spada na nas, dzisiejszych mieszkańców. Nie powinniśmy od niego uciekać.
KSkib [MSz]