Sprawozdanie z działalności duszpasterskiej na misjach w Boliwii

Misje Niedz. 12.02.2023 23:12:03
12
lut 2023

2023-01-11 16:30:29 Artykuł czytany 517 razy Ks. Paweł Wysokiński, posługujący na misji w Boliwii podsumowuje swoją działalność w 2022 na polu duszpastersko-charytatywnym. Dotyczy ona dwóch dzieł, które powstały w tym roku w parafii.

Relacja ks. Pawła
"Tak poprowadził to Duch Święty, że obydwa dotyczą dzieci, szczególnie tych, które cierpią dotkliwie ubóstwo często głodując. Piszę o prowadzeniu Opatrzności, bo nie były one szczególnie planowane. Po prostu są odpowiedzią na sytuację, która zaistniała. Kto w jakikolwiek sposób śledzi moje informacje lub na portalu podlasie.pl wie, że w mojej parafii powstała stołówka dla dzieci ubogich, które nie tylko cierpią głód, ale także są zostawione same sobie przez starszych. Dla tych, którzy jednak nie wiedzą o co chodzi pokrótce opiszę sytuację. W parafii Omereque istnieją bardzo dobre warunki do uprawy owoców i warzyw. Mamy tu całe pola pomidorów, arbuzów, ziemniaków, winogrona, papaje, melony i inne. Dlatego ludzie pracując na swoich polach, często w bardzo trudnych warunkach pogodowych, mają środki do zaspokojenia potrzeb swoich rodzin. Problem jest z rodzinami, które przybywają z różnych stron szukając pracy na polach jako robotnicy najemni. Zazwyczaj są oni bardzo ubodzy. Mieszkają w bardzo trudnych warunkach i zarabiają nieduże pieniądze. Przez to, że pracują najmując się na cały dzień na polach, ich dzieci są pozostawione samym sobie. Co prawda, chodzą do szkoły, ale są nieprzygotowane, brudne i zazwyczaj głodne, bo rodzice nie mają czasu dla nich nie przejmując się tym zbytnio.
Pojawienie się pomysłu zaopiekowania się choć trochę tymi dziećmi rozpoczyna się od małego, ale rezolutnego chłopca, który nazywa się Weimar. Na początku mojej pracy w szkole zaznaczyłem, że chciałbym być informowany jeśli pojawiłby się problem dużego ubóstwa u jakiegokolwiek dziecka. Na początku roku szkolnego, a więc w lutym zadzwoniono do mnie, że takie coś się dzieje. Poszedłem do szkoły. W pokoju nauczycielskim siedział mały 8-letni, płaczący chłopiec. Był bez butów, w podartych i brudnych ubraniach. Odzywał się zdawkowo i tylko w języku quechua, miejscowym dialekcie. Okazało się, że przez ostatnie 2 tygodnie przychodził właśnie w taki sposób, nie mając nawet długopisu czy zeszytu, aby uczyć się pisać. Dzieci od początku żartowały i śmiały się z niego, że jest brudny i bez butów. Wraz z Lidią, sekretarką szkoły, która ze swoim mężem pomaga mi do dziś w stołówce, zabraliśmy go do sklepu i kupiliśmy buty. Weimar przestał płakać. Później zabraliśmy go do sklepiku z rzeczami do szkoły. Po kupnie najpotrzebniejszych rzeczy do nauki chłopiec pierwszy raz obdarzył mnie wielkim uśmiechem, który zawsze od tego czasu pojawia się, kiedy się ze mną spotyka. Następnego dnia, gdy spotkałem Lidię była pełna entuzjazmu, że pomogliśmy małemu ale jednocześnie pełna smutku. Okazało się, że później w szkole Weimar, już po hiszpańsku, wyznał, że jest bardzo głodny, bo nic całymi dniami nie je. Spotkałem się w kontekście tego z dyrekcją i nauczycielami pytając o problem głodu wśród dzieci. Stworzyliśmy listę 20 dzieciaków, które są bardzo zaniedbane i permanentnie głodne w szkole. Problem posiłków dla nich rozwiązywał się w czwartek i wtorek, ponieważ szkoła w tych dniach przygotowywała skromne posiłki dla wszystkich dzieci. Ale co zrobić z pozostałymi dniami. Od razu pomyślałem, że parafia musi w te dni dawać posiłki tej biednej dwudziestce. Szybko zacząłem szukać miejsca oraz kucharki. Miejsce się znalazło. Zagospodarowaliśmy na ten cel dużą salę przeznaczoną do katechez. W jednej części postawiliśmy stoły i ławki do siedzenia. W parafii znalazły się plastikowe talerze i sztućce. Porozmawialiśmy z niedaleką sąsiadką parafii, która gotuje obiady na sprzedaż. Zgodziła się za niezbyt wygórowaną cenę gotować dzieciom. Rozpoczęliśmy zatem bardzo szybko działanie stołówki, która nazywa się comedorem.
Przez ponad 5 miesięcy dzieci miały w parafii miejsce, gdzie zaspokajały głód po szkole. Gdy analizuję teraz pracę z nimi widzę, że miała ona duże znaczenie wychowawcze i duszpasterskie. Pamiętam pierwsze obiady z dzieciakami. Było bardzo ciężko. Dzieci nie potrafiły modlić się ani nawet zrobić znaku krzyża. Wiele z nich nie było ochrzczonych i nie było ani razu w kościele. Nie potrafiły jeść sztućcami. Ciężko było wytłumaczyć im, że szanujemy się więc razem zaczynamy posiłek modląc się i razem kończymy. Tutaj muszę podziękować Basi, misjonarce świeckiej, która w tym czasie pracowała ze mną, za wielką pomoc.
Na dzień dzisiejszy mogę przyznać, że najbiedniejsze i opuszczone dzieci mają swoje miejsce w parafii. Nie są głodne i nauczyły się wiele z podstaw normalnego życia. Potrafią jeść sztućcami i dbają o czystość swojego miejsca. Wiedzą, że jeśli ktoś zrobi bałagan, musi po sobie posprzątać. Szanują siebie czekając z obiadem na wszystkich i towarzysząc aż wszyscy zjedzą. Jeśli chodzi o sferę ich wiary, nauczyły się znaku krzyża i modlitwy. Przez to, że jem z nimi wiele razy rozmawiamy o okresach liturgicznych, w których jesteśmy i choćby o tym, w jaki sposób zachowujemy się w kościele. Kilka osób z nich ochrzciłem. Kilka osób czeka na chrzest, gdyż problemem są ich rodzice, którzy nie znajdują czasu, aby ich ochrzcić. Kilka dzieciaków zaczęło chodzić w każdą niedzielę na Mszę św.
Innym dziełem jest Parafialna Szkółka Piłkarska. Trenują w niej już blisko 2 lata chłopcy do 14 roku życia. W tym roku uczestniczyło w niej około 50 chłopców, jednak liczba ich ciągle rośnie. Prowadzi ją nauczyciel WF-u z naszej szkoły, Rimer, który ma kwalifikacje trenera piłki nożnej. Chłopcy są niesamowicie zaangażowani i uczestniczą w turniejach w innych miastach jako parafia Omereque. W tym roku zaczęli przywozić mi wygrane puchary, które ozdabiają biuro parafialne. Ze strony parafii szkoła dostaje boisko, które jest nasze. Parafia kupuje szkółce ciągle piłki (zużywają się w bardzo szybkim tempie), przyrządy do treningu. Chłopcy płacą nieduże pieniądze tylko trenerowi za jego pracę. Parafia opłaca treningi 8 chłopcom, którzy uczestniczą w stołówce parafialnej. Szkółka piłkarska jest o tyle ważna, gdyż chłopcy każdego tygodnia spędzają 3 popołudnia na parafii. Mają oni też swoją Msze św. Za każdym razem, gdy mogę być na treningu, modlimy się na początku i końcu. A pierwszy trening każdego miesiąca jest z obecnością rodziców, gdzie wspólnie modlimy się, a ostatnią godzinę wraz z ojcami gramy przeciwko drużynom stworzonym z naszych małych sportowców. Zakończyliśmy rok szkolny i treningowy wielkim turniejem dla dzieci o Puchar Proboszcza Omereque. Uczestniczyły w nim drużyny z parafii z innych miejscowości. Były piękne mecze, uczestniczyły całe rodziny, a zakończyło się wszystko wspólnym posiłkiem i wręczeniem pięknego pucharu zwycięzcom. Oczywiście zwyciężyła drużyna złożona z chłopców naszej szkółki, a oni po wręczeniu wyrazili swoją wolę, aby puchar został w parafii. A więc proboszcz, który był sponsorem pucharu sam sobie go kupił. Teraz już kolejna nagroda znakomicie się prezentuje w biurze parafialnym. Kończąc ten wątek, muszę powiedzieć, że najlepszymi piłkarzami turnieju było dwóch braci z innej miejscowości. Pochodzą oni z bardzo biednej rodziny, w której jest 12 dzieci. Zaprosiłem ich do trenowania. Z wielką radością przyjęli moje zaproszenie. Parafia będzie za nich płacić, a oni pieszą muszą przyjść ze swojej miejscowości. Jeszcze muszę kupić im buty, bo zwyczajnie ich nie mają. No cóż, okazało się, że przez chwilę poczułem się jak selekcjoner rozdający powołania. Nie do reprezentacji narodowej, ale parafialnej.
Kończąc to skromne sprawozdanie tego roku muszę napisać, że kontynuujemy katechezy przed sakramentami i to w kilku miejscach parafii. Ministranci mają swoje spotkania i wyjazdy. W tym roku też, przez brak obecności dzieci na Mszy, rozpocząłem pracę z nimi. Dzieci mają zawsze swoje błogosławieństwo po Mszy św., gdzie czasem rozmawiamy na różne tematy związane z Ewangelią. Raz w miesiącu dostają skromne zabawki w czasie błogosławieństwa, a w inne niedziele cukierki. Dzięki temu dzieci zaczęły przychodzić na niedzielną Eucharystię, czasem i bez rodziców.
Kończąc, chciałbym podziękować wszystkim darczyńcom moich misji. Nie ma co ukrywać, że bez waszej modlitwy Chrystus nie prowadziłby tak tego. A bez środków finansowych nie mógłbym dawać obiadów, kupować zabawek i piłek oraz wielu innych rzeczy tak bardzo potrzebnych. Chciałbym złożyć serdeczne Bóg zapłać. Każdy z was może czuć się misjonarzem, mimo że żyjącym i działającym w Polsce.






ks. Paweł Wysokiński
Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Edyta Łukaszewska

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.